wtorek, 29 lipca 2014

O moich zapachowych miłościach, odkryciach i niewypałach.....




Jednym z moich zainteresowań są perfumy.
A dokładnie najczęściej, wody perfumowane, ponieważ same perfumy są drogie, mocne i słabo dostępne.Jednak potocznie zapachy nazywa się perfumami.
Moje zamiłowanie do perfum zaczęło się już w dzieciństwie, niestety moja mama nie miała kolekcji perfum którymi skrapiałabym się przy każdej możliwej okazji...ale kuzynka z którą często się widywałam i owszem.Była starsza ode mnie o 6 lat i miała więcej możliwości, że tak to określę, finansowych....;)
Potem już po zakończeniu szkoły moją drugą pracą ,była "perfumeria" REFAN. To takie miejsce gdzie oryginalne zapachy mają swoje odpowiedniki i są sprzedawane na mililitry.
Tam poznałam zapach mój ukochany, letni, który obecnie jest rarytasem i można go kupić jedynie na aukcjach na e-bayu za około 100 zł/10 ml!
Na końcu napiszę jedną ciekawostkę dotycząca tego zapachu...AQUAWOMAN ROCHAS

żródło: Google


W owym czasie miałam też znajomego który uwrażliwił moje powonienie i ukształtował mój gust...Dzięki niemu moim ukochanym zimowym zapachem jest do tej pory ADDICT DIORA i trwa to już 11 lat!

Zapachy używam w zależności od temperatury powietrza i ogólnie pogody i bardzo denerwuje mnie kiedy dziewczyna(najczęściej) w piękny, gorący dzień zalewa się perfumami typu Gabriela Sabatini lub Bruno Banani i przebywając z nią w jednym pomieszczeniu po prostu dostaję perfumo-wstrętu...To jest nieetyczne i niekulturalne tak nie szanować kogoś przestrzeni życiowej.
Zapach ma uwodzić i być wyczuwalny z bliskiej odległości jedynie, aby osoba idąca za Tobą lub koło Ciebie miała chęć Cię dogonić i zapytać czym tak pięknie pachniesz a nie uciekać na drugi koniec miasta!
U nas w kraju jest jeszcze bardzo mała wrażliwość i kultura w temacie używania i dobierania zapachu do okazji i dnia.Brakuje mi tej kultury w codziennym życiu tym bardziej, że moja praca polega na codziennym kontakcie z interesantami i naprawdę wiem co mówię.
Powiem tylko, że większą ogładę w tym temacie, mają nastolatki a przesadzają najczęściej panie w wieku 30+.



Pierwsze perfumy oryginalne jakie sobie kupiłam to Diesel , podobały mi się były słodkie , mleczne i na zimową porę idealne. Rok 2001.
Następne to były przywiezione z Włoch kupione w drogerii Aquasapone (do tej pory na wspomnienie twarz mi sie cieszy) Hugo Boss "Deep Red", w tamtym czasie bardzo eleganckie, klasyczne, słodkie trochę orientalne ja w nich wyczuwam zapach liści pomidora, chociaż w oficjalnych żródłach nie ma nic na ten temat;). Rok 2005.
Następnie były "Azzura" Azzaro to opakowanie to powrót po latach kupiony w tym roku ale to już nie to samo co latem w roku 2005...Słodki, iskrzący i kobiecy z nutą pomarańczy.
"London " Burberry zapach idealny na jesień i wiosnę niejednoznaczny ja czuje w nim zapach zielonej jaśminowej herbaty;) Rok 2007.


Yves Rocher miałam do tej marki 3 podejścia, za każdym razem nieudane.Coś mi w tych zapachach przeszkadza chociaż moja przyjaciółka swego czasu nosiła zapach od nich NATURA i to był strzał w 10! Jej zapach , piękny...


"Happy" Clinique ładny, świeży, cytrusowy zapach na lato. Podoba mi się . Rok 2013.
"BAISER VOLE" Cartier. Tak to moje małe odkrycie roku 2013. Pudrowy, liliowy i jeszcze raz pudrowo-liliowo-kwiatowy. Piękny, lekki otulający, kobiecy. Mógłby tylko odrobinę bardziej trwały być , bo chciałabym go czuć na sobie dłużej.
Wszystkie, moje znajome które go powąchały zakochały się od razu;)
"Aquawoman" Rochas, zapach już wycofany z produkcji, był inny niż wszystkie trochę męski, świeży, ozonowy, morski ale nie oczywisty. Bardzo zwracał uwagę mężczyzn i podobał się im;)Rok 2003.
Jak mówiłam cena oryginału jest zawrotna dlatego poszukałam go w REFANIE i owszem jest pod numerem 174 za 50 ml zapałaciłam 50 zł......



I ostatnie zapachy na które się powołam to DIORY....Ukochane zimowe zapachy. "Hypnotic Poison" wanilia i jeszcze raz wanilia.Słodziak na ostre mrozy i zaspy śnieżne.
"Addict" to zapach dla mnie najpiękniejszy, słodki, orientalny, korzenny, drzewny, mocny, ciemny, otulający i nikt koło niego nie przejdzie obojętnie... Rok 2002.



Ciekawe jakie są Wasze ulubione zapachy?




niedziela, 27 lipca 2014

Zupełnie nie "lifestylowy" post:)

Chwalę się!

Oprócz tego, że pracuję , zajmuję się domem , interesuje się włosami i ich pielęgnacją lubię książki i dobry film (ostatnio oglądałam w kinie "Przychodzi facet do lekarza"- bomba, uwielbiam francuskie komedie)to jeszcze lubię uprawę ogródka działkowego...No tak.

N U D A !

PRZED:



PO:



Moja szwagierka twierdzi, że to zajęcie dla emerytów i śmieje sie z nas ale gdyby znała smak pomidora którego sama wyhodowałam albo widziała tą wiązkę lawendy która ozdabia moje mieszkanie która u mnie na działeczce rośnie jak na drożdżach lub pospała sobie w hamaku pod drzewkiem wiśni z piwem w ręku to wiedziałaby o czym ja mówię! Nie wspomnę o mojej własnej , osobistej lilii wodnej...wszystkie sąsiadki mi jej zazdroszczą.... Nie wspominając o czymś takim jak sport narodowy zwany GRILOWANIEM: No jak dla mnie po całym tygodniu pracy za biurkiem to jest świetne odstresowanie i obcowanie z naturą ...Lubię to! Pokażę jeszcze parę pięknych widoczków z mojej oazy spokoju.... W każdym razie ja polecam....

sobota, 26 lipca 2014

Moje pierwsze zakupy z CHIN!

Dziwny temat na posta? Przecież chyba 99 % procent naszych rzeczy w domu czy pracy do ubrania i użytku itd. jest produkowane w Chinach. Owszem produkowane w Chinach jest prawie wszystko ale zwykle kupujemy to u nas w Polsce w sklepie czy nawet w internecie. Ale ja po raz pierwszy( dzięki wskazówkom z bloga Ani (Aniamaluje)) kupiłam coś przez e-baya i to prosto z Chin. Na przesyłkę czekałam 3 tygodnie ale dotarła i bardzo jestem z niej zadowolona. Zamówiłam sobie taki odpowiednik Tangle Teezer czyli szczotki do włosów dla włosomaniaczki:) Moja recenzja tej szczotki jest prosta. Jestem bardzo zadowolona z tego jak rozczesuje włosy.Zarówno mokre jak i suche. Z samej transakcji też jestem zadowolona. Mniej więcej ona przebiegała tak: -Najpierw musiałam się zarejestrować na e-bay. -Następnie założyć konto do płacenia w innej walucie, tzn. wpłaca się na konto naszą walutę a po paru dniach na "naszym koncie" ta kwota zmienia się w walutę którą musimy płacić. W tym wypadku to były dolary. -Gdy na koncie mamy już dolary wtedy zamawiamy towar, wpisujemy dane oraz ilość zamawianego towaru ( na e-bayu wszystko jest tłumaczone na nasz język więc żadnych problemów nie było) -Oraz płacimy i czekamy na naszą przesyłkę! Nie sądziłam, że to takie proste! Za dwie szczotki zapłaciłam 5 zł polskich z groszami, przesyłka była darmowa! Takie zakupy to ja lubię:)

niedziela, 6 lipca 2014

Co "odmieniło" moje włosy? Czyli mini MWH.


Najkrócej mogłabym napisać OLEJE. Ale może spróbuję przybliżyć ten temat. W blogosferze włosomaniactwo kwitnie i nieraz mam wrażenie, że wszystko w tym temacie zostało już powiedziane. Potem się okazuje,że wchodzę na bloga Blondhaircare i znów dowiaduję się czegoś nowego. Myślę ciągle nad tym czy umieścić tutaj MHW ale wydaje mi się, że to za wcześnie po prostu mam wrażenie,
że przed




i po



jest za małą różnicą okraszone...

wrzucam te zdjęcia dla namiastki, żeby pokazać jak bardzo wiele przez rok czasu się może zmienić. Moja historia zaczyna się tym, że jestem z natury szatynką która w słońcu przybiera jaśniejsze tony.Ale w wieku lat 23 zachciało mi się farbować włosy.Były kasztany, lekkie rudości a nawet czerń... W roku 2010 miałam pierwszą dekoloryzację wykonaną u fryzjerki ale kolor wyjściowy mnie nie satysfakcjonował.Więc po paru miesiącach znów był baaardzo ciemny. Męczyłam się tak do roku 2013 i znów stwierdziłam, że muszę coś rozjaśnić... A że moja siostra właśnie skończyła kurs fryzjerski to stwierdziłyśmy, że to zrobimy same.Szło nam naprawdę ciężko...Najpierw kąpiel rozjaśniająca, potem jeszcze jedna, okazało się, że włosy u nasady są kurczakowate a reszta rdzawo-kasztanowa.Sięgnęłam po farbę kasztanowy brąz L"oreala żeby to w miarę wyrównać.Jednak poziom rozjaśniania mi się nie podobał więc poprosiłam siostrę o pasemka.Było ich dużo a potem jeszcze więcej....Byłam lekko załamana.Myślałam, że skoro tak dużo jasnych pasemek jest to farba z poziomu 7.0 mi wyrówna kolor ale okazało się, że są nadal ciemne...więc potraktowałam je sodą oczyszczoną i szamponem przeciwłupieżowym typu head&.... A o olejach w ogóle nie słyszałam.Rezultat był nadal dla mnie za ciemny więc pasemek przybywało i zaczęłam w środku lata świecić jak kurczak.Więc próbowałam wyrównywać kolor farba typu natura w numeracji 8.0..było coraz jaśniej aż w końcu widząc swoje zdjęcia się przeraziłam. Zaczęłam szukać w necie sposobu na zniszczone włosy. Trafiłam na blog Natalii i zaczęłam swoją przygodę z włosami na poważnie.Kupiłam naftę, szampon do włosów wypadających z Biowaxa i olejek dla dzieci Babydream. Miałam w domu oliwę z oliwek i też ją zaczęłam stosować ale mało regularnie. Nadal farbowałam włosy dlatego nie widziałam żadnych rezultatów.Dopiero 11.11.2013 postanowiłam, że to będzie ostatnie farbowanie...I nadal trwam w tym postanowieniu. Włosy powoli odżywają. Olejuje je regularnie, przerobiłam już: - oliwę z oliwek - olejek rycynowy - olejek ze słodkich migdałów - olejek dla dzieci babydream - olej kokosowy - olej lniany - olejek dla mam z babydream Jak dotąd najlepsze rezultaty osiągnęłam po oleju lnianym, i to po pierwszym użyciu. Koleżanka stwierdziła: jaki ładny masz kolor włosów!( a od pół roku już był nie farbowany). Może nie jestem ortodoksyjną włosomaniaczką , mam problem z maskami(brak czasu i chęci)oraz suszarką(to moje grzechy) ale widzę wyraźną poprawę! Myślę, że gdy będę gotowa umieszczę tutaj prawdziwą historię włosową z dużą ilością zdjęć.

Dlaczego warto mieć jakieś zwierzę?

Zapewne zastanawiacie się skąd taki post? Z obserwacji i z życia po prostu. W moim rodzinnym domu mimo, że to nie był domek na wsi, zawsze było jakieś zwierzę. Mniejsze, większe ale ktoś był. Jakiś chomik, świnka, rybki a potem gdy byłam starsza to koty. Stąd pewnie moja miłość do tych właśnie zwierząt. Najpierw był Chefu.
Mieliśmy go lat 15 i zmarł niecały rok temu. Był dokładnie taki jak jego imię. Po prostu wszystkimi rządził.... Potem był Florek kotek już teraz 6 letni, jednak o zupełnie innym charakterze.
Spokojny bojący i nieufny. W swoim domu mamy też kota. TOFIKA.
Ma 2 lata i niezły charakterek. Na naszym piętrze jest jeszcze kotek sąsiadów. Nie wiem jak się nazywa ale ja do niego mówię Rysiu bo ma takie pędzelki na uszkach jak ryś. On nas zaadoptował ostatnio bo oprócz tego, że u nas jada i śpi to nawet kuweta Tofika już jest jego! Znawcy kotów wiedzą, że to jest ewenement .... Ale dlaczego ja o tym? Otóż mieliśmy dziś ze znajomymi grilla. Na działeczce pogoda bawiła się z nami w kotka i myszkę (nomen omen)a właściwie to słońce.Ale. Chodzi o to, że jak dotarliśmy pod dom to przyszły do nas koty. Nasz Tofik i Rysiek i my tak z dobre 15 minut po prostu obserwowaliśmy ich zachowanie.Jak się bawią zaczepiają i ganiają.
To jest NAPRAWDĘ uspokajające i piękne. Zwierzęta nas mogą wiele nauczyć. Dlatego myślę, że wart mieć jakieś zwierzę.Z wielu powodów, po pierwsze ich obecność pomaga w samotności, ich dotyk uspokaja a zabawy dają dużo radości. Nie wspomnę nawet o tym jak bardzo uczą odpowiedzialności... Jakiekolwiek i co kto lubi a możne mieć.Warto młodemu pokoleniu też pokazać jak na żywo wygląda i "pachnie" świnia, krowa i kura bo dzisiejsze dzieci takiej podstawowej wiedzy niestety nie mają... A moje dzieciństwo (pokolenie 80-tych lat)to czasy z rodziną na wsi i te swojskie klimaty :)

Fenomen urlopu...

U R L O P Każdy pracujący czeka na niego jak na zbawienie, najpewniej cały rok. I dlaczego kiedy on już nadchodzi to połowa tego czasu schodzi nam na zrozumieniu,że jutro NIE idziemy do pracy, że jutro NIE musimy wstać bardzo wcześnie i że jutro NIE trzeba uwijać się jak w ukropie przy kasie,produkcji,projekcie,kliencie czy kimkolwiek/czymkolwiek innym... NIE.... Najpierw swoje trzeba odchorować. Wojna nerwów i słowna przepychanka.... z bliską osobą musi być ... Potem aklimatyzacja do tej KOMPLETNIE nowej równoległej rzeczywistości. Dlaczego najczęściej już wiemy o co chodzi z tym urlopem, że to czas dla nas na odpoczynek, relaks, zwiedzanie, leniuchowanie itd....kiedy właśnie nastaje ten ostatni weekend i nazajutrz już szara eminencja nadejdzie... Wtedy nagle luz nas ogarnia i 1000 pomysłów na minutę jak spędzić ten czas? Czego to ja bym właśnie teraz nie zrobiła albo gdzie nie pojechała? A no dlatego, że urlop jest jak ta fatamorgana. Piękny i ponętny tylko z daleka a rzeczywistość tu i teraz jest bolesna... Mimo to sobie i wszystkim pracującym życzę udanego i wyluzowanego od pierwszego dnia urlopu : )